Lubię kryminały retro chociaż ostatnio
coraz rzadziej mam okazje po nie sięgać. Już niemal zapomniałam jak mogę dobrze
się przy ich lekturze bawić. Jedna z moich ulubionych autorek, w dodatku
mieszkająca w moim ukochanym Lublinie, napisała kolejną książkę i to nie byle
jaką. Kryminał. Stylizowany na twórczość mojej kochanej Agathy Christie. I
zrobiła to bardzo dobrze. Dzięki Ona
przyszła ostatnia mogłam przypomnieć sobie ten klimat i emocje.
Nałęczów, Hotel Przepióreczka. Ma
właśnie rozpocząć się panel literacki, w którym uczestniczą sławni pisarze i
pisarki. Józef Mulawa, właściciel wydawnictwa Piękne Słowa zostaje znaleziony
martwy przez jedną z uczestniczek i główną bohaterkę Remedios Pereiera-Wilk.
Okazuje się, że mężczyzna nie odszedł z tego świata samodzielnie. Na miejsce
zostaje wezwana miejscowa policja, która wraz z bohaterką prowadzi śledztwo.
Okazuje się, że większość z uczestników, jak nie wszyscy, mogli mieć motyw
zabójstwa pana Mulawy. Jedni z błahych inni z bardziej poważnych powodów.
Książka pani Rudzkiej to lektura na
jeden wieczór czy popołudnie bo gdy już zagłębi się w zabójstwo Mulawy to można
przepaść z kretesem. Już od pierwszych stron autorka zasiewa u czytelnika
ziarno niepewności, które obficie podlewa akcją i nie trzeba czekana owoce.
Uczestnicy panelu literackiego są podejrzani, a czytelnik wraz z policjantami i
Remedios bierze udział w ich przesłuchaniach, stara się odtworzyć wszystkie
wydarzenia tego felernego wieczoru i nocy. Co chwila na jaw wychodzą nowe fakty
i nie wiadomo na kim najbardziej należy skupić swoją uwagę. To duży plus tej
historii.
Sylwetka głównej bohaterki, Remedios,
była wzorowana na prawdziwej pisarce, pani Ałbenie Grabowskiej, której
rekomendacja pojawiła się na okładce.
Muszę przyznać, że pani Periera-Wilk jest postacią niezwykle barwną,
intrygującą i dumną, co widać po jej zachowaniu i stylu wypowiedzi. To ona była
jednym stabilnym filarem, wyróżniającym się wśród ogólnego zamieszania
uczestników panelu literackiego w Hotelu Przepióreczka. Czasami może zirytować
czytelnika, ale odebrałam ją w sposób pozytywne. Kto z nas nie ma wad?
Wydaje mi się, że to pierwsza kryminalna
książka pani Rudzkiej. I bardzo udana. Inspiracje twórczością Agathy Christie (a
szczególnie Dziesięcioma murzynkami/I nie było już nikogo) widać i czuć, ale
jest to miła inspiracja. Ja chcę więcej takich kryminałów w wydaniu autorki bo
przy tym bawiłam się wyśmienicie. Przeczytałam go niemal na raz, bo Ona
przyszła ostatnia wciąga. Cowięcej – ta historia idealnie pasuje do aury za
oknem gdy żar leje się z nieba.
Autorka świat pisarzy przedstawiła w
dość brutalny sposób. Pokazała, że Ci najpopularniejsi nie piszą literatury
ambitnej, a Ci, którzy chcą, nie mogą znaleźć wydawcy bo to się nie sprzeda.
Literaci (nie wszyscy) pełni są zawiści i zazdrości. Mało jest przyjaźni czy
szczerych znajomości. Wydawcy wcale nie zostali przedstawieni z lepszej strony
– zalegają z wypłatami, odrzucają książki dobre, wodzą i oszukują. Dla mnie
było to bardzo interesujące. Ile autorka zaczerpnęła z własnych doświadczeń, a
ile zrodziło się w jej wyobraźni?
Za możliwość przeczytania książki dziekuje pani Teresie Rudzkiej!