Są książki które wciągają nas
w swój świat, otumaniają, wprawiają w zadziwiający nastrój i rozrywają nas od
zewnątrz. To powieści które zapadają w pamięć na zawsze i towarzyszą nam przez
całe dalsze życie. Odnaleźć taką powieść jest ciężko – bo nawet jeżeli ktoś
uważa jakiś tytuł za piekielnie dobro, drugiej osobie może nie przypaść do
gustu. Ale gdy uda nam się już taką historię odnaleźć, zajmuje ona honorowe
miejsce na naszej półce. I za każdym razem gdy zerkamy na jej grzbiet wracają
do nas te wszystkie emocje.
I dla mnie taką powieścią jest
Muza Jessie Burton.
Odelle Bastien właśnie dostała
nową propozycje pracy – może porzucić etat w sklepie obuwniczym i przenieść się
na etat maszynistki do Instytutu Skeltona. Tam poznaje swoją pracodawczynię,
Marjorie Quick, osobę niezwykle intrygującą. Odelle ma nadzieję że ta zmiana zapoczątkuje
nowy etap w jej życiu. Gdy poznany na weselu współlokatorki Lawrie, pokazuje
jej obraz odziedziczony po matce, panna Bastien namawia go do wizyty w
Instytucie Skeltona. Okazuje się że intrygujące malowidło, jest prawdopodobnie
zaginionym dziełem hiszpańskiego malarza Izaaka Roblesa. Jednak Odelle
intryguje dziwne zachowanie Quick i ze strzępków informacji od niej
zasłyszanych zaczyna podejrzewać, że historia obrazu jest o wiele bardziej
skomplikowana.
Jednocześnie Burton zabiera nas do przeszłości, gdzie
poznajemy Oliwię Schloos, która właśnie z rodzicami wyjechała z Londynu do
Hiszpanii, aby ratować zdrowie swojej matki, Sary. Okazuje się że młoda dziewczyna
ma tajemnicę, bardzo skrywaną i nieodkrytą prawie przez nikogo.
Jessie Burton może być niektórym znana – spod jej pióra wyszła
bestsellerowa Miniaturzystka, która zawładnęła sercami czytelniczek na całym
świecie. I o ile nie znam poprzedniej książki tej autorki to przeczytałam Muzę
i z reką na sercu mogę powiedzieć że jest to jedna z najlepszych książek, jakie
kiedykolwiek przeczytałam.
Burton stworzyła powieść o kobietach – z marzeniami, ambicjami,
celami, z przeszłością i białą kartą przyszłości, ale czasy w jakich przyszło
im żyć oraz wydarzenia, w których uczestniczyły bardzo ukształtowały ich
charakter i zmieniły los. Każda z nich chciała dla siebie innego, bardziej
szczęśliwego życia. Odelle, Quick, Sara i Oliwia nie są płaskie i bezbarwne,
ale kolorowe i żywe. Z każda kolejną stroną moje wrażenie że czytam o
prawdziwych osobach się pogłębiało.
Emocje jakie zaserwowała mi
autorka rozłożyły mnie na łopatki i długo nie mogłam się po lekturze tej
książki pozbierać. Nie spodziewałam się że Muza
niesie ze sobą aż taki ładunek emocjonalny, która trafia do serca i duszy
człowieka i zostaje tam na zawsze. Miłość, przyjaźń, oddanie, złamane serce,
rozczarowanie, pustka, samotność – Muza
to literacki rollercoaster.
Mam wrażenie że Muzę najlepiej zrozumieją kobiety. W tę
historię się wsiąka – czaruje ona bohaterami, wydarzeniami i tajemnicą. Gdy już
się w nią zagłębimy nie sposób się od niej oderwać. Trzyma w napięciu, porusza
wszystkie struny naszej duszy i powoduje, że odczuwać wszystko to co
bohaterowie tej książki. Dodatkowo styl Burton
bardzo przypomina klasyczne angielskie powieści, przez co Muza dostaje jeszcze więcej specyficznego uroku i klimatu.
Muza to książka idealna na każda porę roku. Na prezent dla kogoś
czy dla samego siebie. Idealna, aby się zatracić. Wzruszająca i poruszająca do
głębi. Jessie Burton stworzyła
powieść, która na zawsze zapadnie w serce.