Ponownie, po wielu latach, sięgnęłam po drugi tom serii o
Ani Shirley. I zamiast się uczyć, niemal cały dzień przeleżałam z książką,
zagłębiając się w dalsze losy bohaterki (starszej, mądrzejszej, ale nadal
obdarzonej wspaniała wyobraźnią, która potrafi zainspirować nie jedną osobę).
Spędzanie czasu z powieścią Montogemry okazało
się wspaniałym pomysłem na rozpędzenie nudy, poprawienie humoru i wywołanie
uśmiechu na twarzy, który potem może utrzymywać się niemal przez dłuższy okres
czasu
Ania, która ze względu na pogarszający się stan zdrowia
Maryli, postanowiła zrezygnować ze stypendium i zostać w Avonlea, aby pomóc
swojej opiekunce w zajmowaniu się Zielonym Wzgórzem. Dodatkowo podejmuje pracę
w szkole, do której sama uczęszczała jako dziecko i w której to rozbiła na
głowie Gliberta Blyth’a czarną tabliczkę. Jeżeli myślicie że stała się bardziej
rozważna, odpowiedzialna, dorosła? W pewnym stopniu tak, ale Ania to nadal
nasza kochana Ania, z milionem pomysłów na minutę i z wyobraźnią, którą powinni
jej wszyscy zazdrościć.
W Ani z Avonlea poznajmy wielu nowych bohaterów, którzy urozmaicają życie całej społeczności mieściny. Jednak są osoby, które pozostają niezmienne, jak pani Małgorzata Linde, która wie o wszystkim co się wydarzyło małej wiosce. W domu Ani również nie zabraknie nowych bohaterów, jak Tadzio i Tola, których Maryla przygarnęła pod swoje skrzydła jak niegdyś Anię, po śmierci ich matki. Siedemnastoletnia Ania czaruje czytelnika nie mniej niż ta siedmioletnia, której buzia się nie zamykała. Jednak nawet Maryla stwierdziła że „Ania nabrała ogłady”.
Avonela to idylliczna mieścina, w której zawsze chciałam
się znaleźć i zamieszkać. Odwiedzić te wszystkie piękne miejsca, które na nowo
odkrywa Ania i nadaje im nazwy, które nasyłają obraz wypoczynku, szczęścia,
miłości i bezpieczeństwa. Położyć się na łące i patrzeć w niebo. Albo
porozmawiać z Anią, która od dzieciństwa jest moją „idolką”.
Ania z Avonlea
to zbiór opowiadań, które pokazują przeróżne przygody Ani i każda na końcu
posiada pewien morał. Oczywiście, nie sposób się nie uśmiechnąć, a nawet nie zaśmiać
w głos, gdy czyta się o przypadkowych błędów Ani.
Czytając książki o Ani w dzieciństwie, drugi tom cyklu
był dla mnie „przejściem” do tomu trzeciego, który stał się moim ulubionym (i
dostałam ją jako nagrodę w podstawówce, albo w gimnazjum, nie pamiętam, muszę
spojrzeć w „dedykację”). Teraz. Kiedy jestem starsza o te kilka lat, trochę już
widziałam i przeżyłam trochę inaczej odebrałam Anię z Avonela. Jest to książka, która bardzo przypominała mi
klimat poprzedniej części, czyli Ani z
Zielonego Wzgórza, kiedy bohaterka jest jeszcze młoda, przepełniona niebywałym
optymizmem i nadzieją. I chociaż jest dużo starsza to nadal nie da się jej nie
lubić. Ania szturmem zdobywa sympatię czytelników, sprawiając że od jej przygód
nie da się oderwać.
Jeżeli za Wami tylko pierwsza część cyklu Ani, to
zachęcam Was do sięgnięcia po inne, pozostałe. Wiele dziewcząt dorastało z Anią
i ją stawiały sobie jako wzór do naśladowania. Warto zagłębić się w jej
przygody, życie. Nawet gdy mamy już 20 czy 30 lat. Bo na Anię nigdy nie jest
się za starym.