Uwielbiam
komedie kryminalne. Świetnie się przy ich lekturze bawię, a im bardziej
groteskowo, tym dla mnie lepiej. „Zbrodnia
po irlandzku” to książka z zaskakującą okładką, która przyciąga wzrok.
Tylko na nią spójrzcie – jest dziwna, przerysowana, z brzydkimi owcami, małym
krasnoludkiem w zielonym kubraczku i ręką z aparatem. Jak te wszystkie elementy
się ze sobą łączą?
Biuro
turystyczne Hej wakacje! zorganizowało konkurs, a nagrodą była wycieczka do
Irlandii, którą właściciel pokochał całym sercem. Pilotem z łapanki zostaje
Tomasz Waciak, który boryka się z pewnym problemem. Gdy turyści pojawiają się w
Irlandii, niektórzy uczestniczy giną w dziwnych okolicznościach. Nikt nie zdaje
się tym zbytnio przejmować, oprócz Tomka Waciaka, który czuje, że coś tutaj nie
gra, ale nie ma czasu na prywatne śledztwa, bo zarówno pogoda, jak i uczestnicy
go nie rozpieszczają.
Nie należy
podchodzić do Zbrodni po irlandzku na
poważnie. Serio, ta książka przepełniona jest groteską i absurdem. Bohaterowie, których wykreowała Aleksandra
Rumin, są bardzo wyraziści, aż przerysowani. Gdy teraz o nich myślę, to
nigdy jako o jednostce, ale jako całości. Najczęściej spotykałam ich w grupie,
czytałam o ich perypetiach, chichotałam pod nosem. Grupa, która wraz z Tomkiem poleciała do Irlandii, to wyzwanie nawet
dla doświadczonego pilota, zwłaszcza że jedną z kobiet jest Baronowa Raszpla,
przed którą każdy czuje respekt. Ta kobieta to złoto i chętnie przeczytałabym
osobną książkę o niej, o jej młodości i przeszłości. Cóż to by była za
lektura. Baronowa Raszpla to postać niezwykle barwna, z charakterem, która na
żywo utrudnia życie, a w książce niesamowicie bawi.
Zbrodnie są, ale
nie mogę powiedzieć, że trup ścielę się gęsto. Tajemnicze zgony nie wychodzą
też na pierwszy plan. Co najbardziej rzuca się w oczy czytelnikowi podczas
lektury? Cóż, autorka doskonale i bardzo dosadnie ukazuje wszystkie przywary
Polaków na wakacjach. Walące się budynki, rabunki, niszczenie
mienia – Irlandczycy w książkę Rumin ustawiają specjalnie tabliczki
ostrzegawcze dla naszych rodaków. Autorka potrafi zawstydzić. Owszem
obraz, który maluje pani Aleksandra, jest przerysowany, ale prawdziwy. Chyba to
boli najbardziej. Nie jesteśmy narodem wybranym, pozbawionym wad, a niektórzy
uważają się za obywateli nieomylnych, którym wszystko można. Zwłaszcza na
wakacjach.
Ja przy tej
książce bawiłam się doskonale. Można ją
przeczytać w jeden, dwa wieczory, bo Zbrodnia
po irlandzku wciąga już od pierwszej strony. Aleksandra Rumin potrafi bawić
się słowem i ironią; wie, w jakich proporcjach ich używać, aby nie przesadzić i
nie spowodować u czytelnika impasu spowodowanego przesytem i nadmiarem absurdu.
Zbrodnia po irlandzku to kryminał,
który wciąga, trzyma w napięciu i daje czytelnikowi odpowiednią dawką humoru.
Przy tej książce można się świetnie bawić.