PIERWSZY ROK | ADEPTKA | KANDYDATKA
Po lekturze „Adeptki”, do „Kandydatki” podeszłam dość
sceptycznie. O ile pierwsza część serii Czarnego Maga (chociaż miała to być
trylogia) mi się podobała, to przez drugą ciężko mi było przebrnąć. Mogę z ręką
na sercu powiedzieć, że serię napisaną przez Rachel E Carter dotknął syndrom
drugiego tomu. Jak było w przypadku Kandydatki?
Lepiej, gorzej? Czy miałam ochotę rzucić tą książką przez okno?
O wiele, wiele
lepiej! Jak do tej pory, to najlepsza część tej historii. Najbardziej brutalna,
pozbawiona skrupułów, z bohaterką, która (w
końcu!) zaczyna dorastać, dostrzegać prawdziwe niebezpieczeństwo i być
postacią, którą zaczęłam lubić.
W życiu Ryiah
wiele się zmieniło. Zaręczyła się z bratem następcy tronu, jest zakochana,
ukończyła szkolenie na maga z drugą lokatą i wyrusza do Ferrens Kep, aby kontynuować
szkolenie. Niestety, nad Jerarem wisi groźba wojny, a król wraz z synami starają
się zrobić wszystko, aby oddalić niebezpieczeństwo. Rozłąka z Darrenem nie
służy ich związkowi. I zbliża się nabór na Czarnego Maga, w którym oboje
narzeczeni chcą wziąć udział. Niestety, Riyah będzie musiała stawić czoła
wielkiemu złu i wybrać strony, po której zdecyduje się walczyć.
Akcja w „Kandydatce” nie zwalnia ani na moment.
Nie ma jednego punktu kulminacyjnego, w którym nagromadzone napięcie pęka jak
bańka mydlana. W tej książce czytelnik znajduje się w samym środku akcji, wraz
z dziewczyną, która ma ambicje, które czasami przesłaniają jej zdrowy rozsądek.
Jednak zanim skupię się na Ryiah i tym, jaką drogą przeszła, chciałabym jeszcze
raz zaznaczyć, że jak do tej pory, to najlepsza część serii. Autorka przestała
być delikatna i wrzuciła czytelnika w sam środek intryg, knowań, zdrad,
okrucieństwa, nienawiści, zabójstw, braku litości. Kilkakrotnie odkładałam
książkę, brałam dwa albo trzy głębokie wdechy i ponownie do niej wracałam. Jednocześnie
bałam się czytać dalej, ale chciałam się dowiedzieć, jak „Kandydatka” się kończy, bo słyszałam i czytałam wiele pozytywnych
opinii.
Ryiah działała
mi na nerwy przez dwie pierwsze części, ale w pewnym momencie „Adeptki” zaczęłam zauważać, że moja
irytacja malała, a pojawiła się sympatia, która w trzecim tomie rozkwitła.
Owszem, nadal nasza magini bojowa miała głupie zagrywki, a ambicja czasami
przesłaniała jej logiczne myślenie, ale dało się ją polubić. Wątek miłosny w „Kandydatce” występował częściej niż w
poprzednich tomach, co mi się podobało, bo lubię, gdy ukochany bohaterki jest
mroczny, z trudną przeszłością, ambitny i ukrywający uczucia. Jestem bardzo
ciekawa, co będzie dalej, bo autorka zakończyła tę książkę w takim miejscu, że
nie mogę przestać myśleć o tym, co jeszcze się wydarzy.